Ja zapamiętam Wasze twarze…

 

playa Paraíso, raj prawda?

Czas zmienić boczek. Lekko przypieczona przewracam się na plecy. Przez zdradliwą bryzę od morza nie czuć żaru karaibskiego słońca. Dziś są wielkie fale na plaży Paraíso. Pogrążeni z Roberto w rozmowie o wszystkich odcieniach życia rodzinnego  zapominamy o ważnym detalu, jesteśmy w Wenezueli.

 

– Wstawać! – najpierw słyszę głos, a potem oślepiona słońcem dostrzegam zamaskowanego faceta z bronią w ręce. Odskakujemy na 2 metry od ręczników i dopiero teraz mogę się przyjrzeć napastnikowi. Jego czarna skóra i jak ropa naftowa czarne oczy mocno kontrastują z biała koszulką jaką zamaskował sobie twarz. Coś do nas gada, ale nie rozumiem. Jedno jest pewne, nie chce nam sprzedać lodów, a okraść. Precyzyjnie zabiera się do roboty. Plaża wokół jest pusta. Nawet palma kokosowa, która znajduję się tuż nad jego głową pozbawiona jest owoców, które przy dobrych wiatrach mogłyby zgładzić napastnika. Przyglądamy się jak ze szczególnym pietyzmem przegląda wszystkie nasze rzeczy i przeprowadza szczególna selekcje; śmieć vs. cenna rzecz. Do zakupionego przeze mnie tydzień temu plecaka wrzuca telefony, pieniądze, zegarek… Wszystko to jedną ręką, bo w drugiej trzyma pistolet. Wygląda jakby wyciągnął go z muzealnej gabloty, z drewnianą rękojeścią i lekko przyrdzewiałą lufą. Czy można z niego strzelać? Wole nie sprawdzać…

– Odwrócić się plecami! – wydaje kolejne polecenie malandro, kładzie pistolet na kolanach i kontynuuje przeszukania. Nasze spojrzenia najwidoczniej mu przeszkadzały…

Dziś fale są wyjątkowe silne, na niebie nie ma ani jednej chmury, a na horyzoncie nie widać żadnego statku czy żaglówki. Lubię gapić się na morze, nie kontemplować, po prostu gapić się. Lubię też jak stopy coraz to bardziej zagłębiają się w mokrym piasku zaraz na brzegu. Robię to od kiedy potrafię stać na dwóch nogach, teraz też. Tylko, że teraz zastanawiam się czemu malandro nie bierze wszystkiego i nie spieprza? Czy będzie strzelał jeśli coś mu się nie spodoba? Jak to boli?

Zakończył przegląd rzeczy i w ręku trzyma kluczyki do samochodu. Przełykam głośno ślinę  i patrzę na przestraszonego Roberto.

– Gdzie jest samochód? –pyta konkretnie napastnik.

– U dziadka, który pilnuje plaży – spokojnie odpowiada Roberto.

– Macie tam cenne rzeczy: aparaty, kamery, telefony? – dopytuje czarnooki i zwraca się do mnie.

– Nie, tu jest wszystko – odpowiadam.

– Gdzie Twój portfel?

– Już go przeglądałeś…

Upływa chwila, nikt nic nie mówi. Złodziej rzuca kluczyki samochodu w stronę Roberto. Czyżby łup był zadawalający? Nie chce ryzykować?

– Ja pamiętam wasze twarze, wy nie możecie rozpoznać mojej. Nie próbujcie na mnie donosić bo Was znajdę. – hollywoodzko kończy malandro i oddala się w głąb lądu.

Przeglądamy „odrzucone” przez niego rzeczy. Na szczęście są wszystkie dokumenty, bo druga kradzież paszportu w ciągu trzech miesięcy… Upolował cztery telefony na dwie osoby, trochę kasy, zegarek i szwajcarskie noże. Usatysfakcjonowany złodziej to nie strzelający złodziej? Rozważamy mnóstwo scenariuszy, łącznie z tym, że złodziej zabiera samochód wcześniej nas uśmiercając.

Żyjemy i to najważniejsze. Znaleźć Wenezuelczyka, któremu czegoś nie ukradli na ulicy, czy nie napadli? Powodzenia. Tak tu teraz jest i to nie od wczoraj.

playa Paraíso, raj prawda?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Ostatnie wpisy
Kategorie
Tagi